poniedziałek, 4 maja 2015

You'd never take a walk with me - would you?

Jestem. Żyję… jeszcze! :)
Była majóweczka, było Rhode Island. Właśnie dodałam kolejny stan do listy. Dodałam również kolejnych Polaków do listy znajomych. Udało się również kupić bilety na Ligę Siatkówki, mecz Polska-USA już 13.06. Chicago - tak jak obiecałam, powracam! 
Gdzieś tam po drodze pyknęło mi 100 dni, zaraz (w zasadzie to jutro, uprzedzając pytania - tak, pisałam to od jakichś dwóch tygodni) będą pełne 4 miesiące. Nie da się ukryć, ale czas tutaj bardzo szybko leci. Prawda jest taka, że zarówno ja, jak i cała reszta naszego au poorowskiego społeczeństwa żyje od wolnego do wolnego, od wyjazdu do wyjazdu. Dużo się ostatnio działo, kolejny raz udało mi się zawitać do Waszyngtonu (tym razem na troszkę dłużej) i uświetnić Cherry Blossom Festival moim skromnym towarzystwem. Był też Nowy Jork i Filadelfia, ale o tym będzie później, za tydzień, za dwa - „kiedyśtam”. I tam już będzie o czym pisać, bo blondynka i brunetka miały mnóstwo przygód! 
Mój grafik uległ ostatnio sporym zmianom, gdyż w imię starodawnej maksymy co się polepszy to się popieprzy, cały czas dokładają mi kolejne godziny i prawda jest taka, że nawet nie mam kiedy się porządnie wyspać. Już niedługo! 

Był Waszyngton, była świetna zabawa, liczne próby nauczenia Brazylijki polskiego, i równie liczne próby nauczenia się portugalskiego! Odwiedziłyśmy również schody, które otrzymały Oscara za film „Egzorcysta”. Podobno ludzie z całego świata przyjeżdżają żeby je zobaczyć. Rzecz jasna tak też było ze mną. Ale to wszystko nic, prawdziwy horror zaczął się w jednym z barów. Wyobraźcie sobie ciemną ulicę gdzieś w DC. Wyobraźcie sobie obskurny bar - do tego fancy nie wpuścili jednej z koleżanek. Wyobraźcie sobie trzech gości z Tindera - jak bum cyk cyk nic o tym nie wiedziałam! Wyobraźcie sobie dwóch białych gości i jednego afroamerykanina mojego wzrostu. Wyobraźcie sobie, że to właśnie on stwierdza, że Szwedki wolą białych i zaczyna konwersować z malinową Polką. Wyobraźcie sobie, że po kilku minutach rozmowy dowiaduje się, że grzywka w Stanach jest bardzo unfashion. Chyba jakoś to przeżyję. Wyobraźcie sobie, że koleś szybko się reflektuje i wtopę przykrywa zgrabnym stwierdzeniem, że mój akcent jest bardzo hot. Nowa ja… bardzo unfashion i bardzo hot, no sama nie wiem co o tym myśleć. Mówiłam, że będzie horror! Dowiedziałam się też, że potrójne randki w ciemno, na które idziesz z dwoma blondynkami, których miłością życia jest Justin Bieber, to słaba perspektywa na wolny wieczór. Na szczęście później było już tylko lepiej. Pierogi! Ulepiłam sama pierwsze w życiu pierogi (wigilijne skrzatowanie absolutnie się tutaj nie liczy). Zawieziona do polskiego sklepu, zaopatrzona w kiszoną kapustę, pieczarki i pawełki o smaku toffie, mogłam zabrać się do roboty. Nie będę owijać w bawełnę, wyszły wyśmienicie! 

Trzymajcie kciuki za Niagarę! 
















Ps. Dzisiaj jest cudowny dzień, jeden z lepszych! A może i najlepszy!