czwartek, 18 lutego 2016

Huge crowd goes wild

Wybaczcie, że tyle to trwało, ale przecież u mnie tyyyle się dzieje, że nie mam nawet kiedy wyrzucić śmieci, pomalować paznokci, czy wymieszać bigosu. Za 3 tygodnie lecę na Kostarykę. Później w maju Meksyk. A pod koniec czerwca zawitam na Rodeo Drive zobaczyć hotel i restaurację, w której to Pretty Woman dzielnie walczyła ze ślimakami, kiedy ja przychodziłam na świat. Tak, ten film jest z 1990. 

Mamy fantastyczną pogodę! Temperatury cały czas przekraczają 20 stopni, w piątek będzie nawet 28! Historia równie nieprawdopodobna niczym Syren Ariel, bo przecież luty! A dla odmiany Nowy Jork jest zmarznięty, ma dreszcze i gęsią skórkę. Nikt tam nie ma ochoty nawet wychodzić z domu. Tym ciężej pisze się tego posta, bo motywem przewodnim będą święta. A u mnie bardziej lato niż zima, bardziej słońce niż śnieg, bardziej sandałki niż kozaki i bardziej sukienki niż płaszcze.

Poza tym zatraciłam się w miłości do Snapchata i Shawna Ashmore’a, który gra jedną z głównych ról w serialu The Following. Zaprzyjaźniłam się też z Mel B i właścicielem lokalnej siłowni. No i spora część mojego życia to teraz krowy, bo przecież ich w Teksasie całkiem sporo! 

Świąteczny Nowy Jork… magia sama w sobie. Coperfield to Pan Pikuś. Będzie Rockefeller Center i znana każdemu z przygód Kevina, choinka razem z lodowiskiem! Ogólnie to jestem z tych, co bardziej jarają się Abelardem Gizą i Kacprem Rucińskim, więc ciężko było mi podzielać podekscytowanie współtowarzyszy, co gorsza - dzikie tłumy dookoła mocno utrudniały jakąkolwiek radość, więc dla mnie był to element najmniej atrakcyjny. Będzie Dyker Heights, czyli dzielnica, której mieszkańcy konkurują o tytuł najlepiej udekorowanego domu. To, co tam się wyprawia przechodzi ludzkie pojęcie! Będą wystawy sklepowe. Te największych domów modowych świecą się niczym twarz nastolatki po balu maturalnym (Bergdorf Goodman podjął się nawet współpracy ze Swarovskim i upchał tam całe 7 mln ręcznie ciętych kryształów). Będzie też Biblioteka Publiczna, Święty Mikołaj i skarpetki. 







































Wieść niesie, że na przedostatnim zdjęciu dumnie prezentuje się płatek śniegu, będący symbolem Unicefu. Oni natomiast nie byli już tak rozrzutni i wykorzystali jedynie 16,000 kryształów (tak, też były cięte ręcznie). 

Ja do Nowego Jorku w porze świątecznej raczej już się nie wybieram - czyjeś łokcie na moich żebrach, brak powietrza i niemożność usłyszenia własnych myśli to dla mnie żadna atrakcja. Aczkolwiek warto to zobaczyć własne oczy :)