poniedziałek, 1 grudnia 2014

Cześć i czołem! 
Sprawa wygląda tak, że mojego ostatniego bloga pisałam w podstawówce. Co więcej, można było tam znaleźć takie ciekawostki jak: wybór nowych jeansów albo problemy żołądkowe mojego psa (nie wiem, nie pytajcie…). Z racji tego, że podobno* niedługo mam dołączyć do grona ekskluzywnych niań, które wyjeżdżają za ocean żądne przygód** postanowiłam pójść za ciosem i wtargnąć do grona au pair’owskiej społeczności, a co za tym idzie dzielić się z całą resztą świata (zarówno tą, która nie wie z czym to się tak naprawdę wiąże, ale mocno mi kibicuje i trzyma kciuki, jak i tą, która być może zachęcona reklamami w radiu/telewizji/no dobra, nie będzie żadnych reklam – niepotrzebne skreślić), wykazującą jakiekolwiek chęci czytania moich wypocin***.  
Okej… wyjazd zbliża się wielkimi krokami. Lista rzeczy „do zabrania” zaczyna przypominać powieść o latającym psie. Mój stan przeddepresyjny pogłębia się z każdą kolejną „ulubioną” dopisywaną rzeczą. No bo jak? Ja się pytam, jak nie zabrać ukochanych Hunterów albo mniej lub bardziej ukochanych 5 szalików?! (Panowie! Nie, nie napisałam staników…) 23 kg to zdecydowanie za mało jak na prawie 23 lata życia. Znając mnie sam proces pakowania spowoduje, że wcześniej wspomniany stan przeddepresyjny zamieni się w upiorną walkę z samą sobą, zadawaniem wszystkim dookoła pytań „co ja najlepszego zrobiłam?”, morzem wylanych łez, tłumaczeniem, że to najbardziej szalona decyzja w moim życiu, a w efekcie kapitulacją. Skapituluję, a potem zmuszona sytuacją wrzucę do walizki wszystko, co tylko się zmieści na ostatnią chwilę. Plan jest taki, że póki co nie ma planu. Podobno to mężczyźni preferują ten system, ale w obecnym momencie mojego życia będzie on chyba najlepszym wyjściem również dla mnie. 
A Wy macie jakieś sprawdzone sposoby? 



Ps. Pisząc ten post do mojej listy dorzuciłam jeszcze jakieś 10 pozycji… 


* Gdy nachodzą mnie wątpliwości spoglądam na nowo nabytą walizkę, która uświadamia mnie w tym, że decyzja została już dawno podjęta, a ja mogę sobie teraz jedynie pogwizdać.
** Żądna? Nie wiem… Przygód? Chyba tak. Niania? Mhh!

*** Mamo! Tato! Kocham Was!

4 komentarze:

  1. Au pair! Klasa! Zawsze chciałam to zrobić i nigdy nie pykło :) Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co kojarzę, lecimy tego samego dnia czyli 5.01;) Też mam napady paniki, a co do listy rzeczy hmm powiem tak: najpierw była to jedna kartka z notatnika A5, później dwie kartki, trzy... Póki co nie chcę myśleć o eliminowaniu tych rzeczy:)
    Przy okazji zapraszam na mojego bloga : firstdollarinmypocket.blogspot.com Też dopiero zaczynam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno będę do Ciebie zaglądać! :) Szkoda tylko, że Texas tak daleko…

      Usuń