wtorek, 2 grudnia 2014

Przemyślenia


Kojarzycie mój ostatnio wspomniany stan przeddepresyjny? No właśnie! Wyobraźcie sobie, że po tym poście moi znajomi zaczęli na jednym z popularnych portali społecznościowych na potęgę lajkować coś w stylu „moja depresja - moja droga w stronę słońca”. Szczęśliwa pomyślałam sobie „oni się o mnie martwią! oni mnie naprawdę kochają!”… jakież było moje zdziwienie kiedy wchodząc na owe słoneczne cudo zobaczyłam, że to tylko szybkie działanie celem zdobycia darmowego kubka. Niestety! Życie bywa brutalne.

A wracając do tematów podróżniczych, na pewno wszyscy kojarzą podniosłe hasła, które mówią o tym, że tylko dzięki podróżom stajemy się bogatsi, że żałujemy tylko tego czego nie zrobiliśmy, więc lepiej zawsze podjąć pewne ryzyko albo że najwyższa pora opuścić bezpieczną przystań. Podróżujmy, śnijmy i odkrywajmy! 

Mhh… skuszona tymi wszystkimi aforyzmami postanowiłam podjąć decyzję o wyjeździe. Prawda jest taka, że zawsze marzyły mi się Stany i już od dawien dawna próbowałam namówić kogoś z bliższego, bądź dalszego otoczenia, że to nie tylko moje marzenia, ale i jej/jego. Niestety wszystkie pokłady perswazji zazwyczaj wyczerpuję przy zwykłych czynnościach życia codziennego (i tak dla przykładu posłużę się pewnym pleonazmowym faktem autentycznym - kasa hipermarketu TESCO, próbuję wmówić rodzicom, że moim wymarzonym prezentem na Mikołajki są Milky Way Magic Stars, robię oczy kota ze Shreka, jest! 1:0 dla mnie!), dlatego też przy tych poważniejszych zazwyczaj musiałam pogodzić się z porażką. Do tej pory jakoś nigdy się nie składało na takie poważne wyjazdy i rzeczywiście pozostawały tylko w sferze marzeń… a tu pyk! Światło w tunelu, szansa od losu, jadę! 

Wszyscy chwalą, mówią jakie to super… piszą nawet, że zazdroszczą i chcą żeby ich przemycić na teren tego utopijnego kraju  w walizce. Siedzą w fotelu, w kolorowych papcioszkach z kotem na kolanach i wydaje im się, że to będzie mój mały raj. Podczas kiedy mnie cały ten wyjazd coraz częściej spędza sen z powiek. I tak wyobraźcie sobie rozmowę:

  • A.: „No i jak tam? Cieszysz się, że jedziesz?”
  • P.: „Sama nie wiem.”
  • A.: „Ale jak to?”
  • P.: „Też mi halo… wszyscy się jarają, że będę jeździła Lexusem Suvem, a ja jak tak teraz na to patrzę to chyba jednak wolałabym mojego Peugeota”
  • A.: „Czym będziesz jeździła?!”
  • P.: „No Lexusem Suvem… takie duże, białe”
W tym momencie padają różne niecenzuralne słowa zakończone magicznym „Wyjdź!”

3 minuty później rozmowa toczy się dalej:
  • A.: „Jeszcze jakieś ciekawostki?”
  • P.: „Taa… za (trochę ponad) tygodniówkę mogę się wybrać na 7-dniowy rejs po Karaibach, ale chyba jednak wolałabym nad nasze polskie morze…”

Wyjdź, zostało przekształcone na WYJDŹ. Jakby tego było mało A. dołożył do niego obrazek palca wskazującego drzwi. 







Nikt mnie nie rozumie… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz